Loading....

O nas

Behawiorysta koci, bo…

….do kotów trzeba po prostu dorosnąć.

Dokładnie tak ! Temat kociej psychologii jest ciężki i nie mówię tutaj o samych kotach ale także o ich właścicielach. No cóż każdy chciał by zwierzaka na kolanka, który ciągle się przytula, uwielbia się głaskać i najlepiej ciągle mruczy, ale koty takie nie są. Choć zdarzają się wyjątki.  Koty to indywidualiści, którzy potrzebują swoją strefę buforu i bezpieczeństwa. Potrafią pokazać, że coś im się nie podoba, tu chyba każdy właściciel kota wie o czym mówię. Właśnie to jest najpiękniejsze w kotach i musimy ich za tą niezależność szanować. Mi samej długo czasu zajęło dotarcie do tego wniosku.

Pamiętajmy, że proces udomowienia kota jeszcze ciągle trwa, nie wiadomo co będzie za 50 lat. Wszystko zmierza w selektywnej hodowli do rodzenia coraz bardziej “towarzyskich” kociąt. W przeciwieństwie na ziemi jest masa dzikich kotów, które są bardzo nieufne do człowieka. Omijają ludzi i rozmnażają się w najlepsze poza kontrolą. Rodzą się z nich kociaki równie nieufne i lękliwe jak rodzice.

Właścicielem Kot Expert, jest Beata Wysogląd-Wróblewska
Socjolog, Zoopsycholog (Behawiorysta Zwierzęcy),

Moja praca z kotami poparta jest dokumentami i certyfikatami.
Ciągle rozwijam swoją wiedzę na temat komunikacji kotów i psów. Zgłębiam tajniki funkcjonowania ich mózgu i postrzegania otaczającego ich świata, który jest również naszym światem.

Zobacz certyfikaty
Behawiorysta koci

Koty w Moim życiu

Wywodzę się z wiejskiej rodziny, w naszym domu od początku były koty i psy. Moja mama była wielką fanką zwierząt i chyba po niej mi to zostało. Jak sobie przypomnę te czasy to mam gęsią skórkę. Chodzi nie tylko o miłe wspomnienia, których nie brakuje ale także o wiele nieprzyjemnych momentów związanych ze zwierzętami. Mój pies musiał siedzieć na łańcuchu przy budzie, bo przecież wszystkie siedziały w tamtych czasach. Pchły latały po psach i kotach, zresztą po naszym domu też i gryzły ludzi po nogach. Wówczas nie było świadomości sterylizacji. Kotki rodziły, a kociaki zabierano im i topiono. Okrutna śmierć i nikt nawet nie pomyślał o kotce, która wpadała w depresję po stracie. Podobnie było zresztą ze szczeniakami, choć wydaje mi się, że miały trochę lepiej bo suka nie rodzi tak często jak kotka. Taki był przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a takie sytuacje były czymś społecznie akceptowalnym.

Moim pierwszym kotem, była Kizia Mizia, takie banale imię nadała jej moja mama. Jednak doskonale do niej pasowało. Miziasta była strasznie, cierpliwa i opiekuńcza. Mama opowiadała mi jak trochę podrosłam, co z nią robiłam jak byłam małym dzieckiem. Szarpałam, ciągałam za ogon, a ona to wszystko wytrzymywała, ale gdy tylko zapłakałam, pierwsza biegła żeby sprawdzić co się dzieje. Dosłownie koci ideał. Mam ją przed oczami jak by to było wczoraj. Leży rozłożona na parapecie w kuchni, biało-szary burek.  Dożyła sędziwych lat, zniknęła jak chodziłam chyba do 4-5 klasy podstawówki.

Następcą Kizi Mizi była Tekla i znowu nie wiem czemu mama ją tak nazwała ale bardzo do niej pasowało to imię. Kotka była przeciwieństwem Kizi Mizi, tolerowała kontakt tylko na swoich warunkach, czyli prawie nigdy. Nie łasiła się i nie była towarzyska, dlatego nie nawiązałam z nią takich relacji jak z moim pierwszym kotem. Tekla nie żyła długo, a ja z kolei jako dziewczyna w okresie dorastania miałam inne rzeczy na głowie, wiecie chłopacy, imprezy… Przez nasz dom przewinął się jeszcze kot o imieniu Rudy, który był jeszcze mniej przytulaśny od Tekli. Rudy nie tolerował najmniejszych kontaktów z człowiekiem, ale czego się spodziewać od kota wychowanego w piwnicy, odebranego za szybko od matki.

Z czasem moje drogi z kotami się rozeszły, a związały się bardziej z psami. Przyszedł mój jeden pies, potem kolejny i tak dalej. Jednak koty ciągle mnie wołały, a to przyplątała się jedna kotka z uszkodzoną łapą. Kończyna była złamana i uschnięta, dosłownie jej dyndała. Kotka przeszła operację amputacji i trochę z nami pomieszkała. Pewnego razu znikła i słuch o niej zaginął. Potem przyplątał się kocur, przyszedł jak gdyby nigdy nic, nie bojąc się psów i wpakował do domu.  Cudny kot, przytulaśny, do dziś nie mogę go przeżałować, że poszedł do adopcji ale ma cudowny dom.

Parę lat później okociła się kotka nad naszym garażem, odchowywaliśmy maluchy i dbaliśmy o nich jak powinno się w hodowli. Były to trzy przecudne maluchy, a matka ledwo co dawała rady. Leżały biedne pod częściami samochodowymi na gołym betonie. Szczęście chciało, że kotka okociła się akurat u nas, a mój mąż w tym czasie potrzebował jakaś część do swojego gruchota, bo inaczej by nie przeżyły. Zaczęliśmy odchowywać miot 3 maluchów. Łatwo nie było, jak podrosły i stały się sprawne, biegały robiły sobie z ludzi żywe worki treningowe. Super zabawa polowanie na nogawki ludzi łapanie i wspinanie się po nich. Finalnie dwa koty poszły do adopcji, a jeden u nas został, Muzia. Jak ochrzciła ją moja mama i znowu to imię do niej pasuje, bo jest źródłem inspiracji. Kotem w sam raz, który lubi kontakt z człowiekiem ale w ostateczności pokarze kto tu ma pazury.

Dlaczego zajmuje się behawiorystką kotów ?

Prawda jest taka, że od młodzieńczych lat interesowałam się psychologią ludzką i kochałam zwierzęta. Praca behawiorysty łączy to w całość.  Nie można być dobrym behawiorystą, nie będąc jednocześnie komunikatywną osobą, która jest w stanie nakłonić właściciela zwierzęcia do dokonania zmian w otoczeniu kota. Tak właśnie pracuje się z kotami, czyli z ich właścicielami. Zdarzają mi się takie konsultacje na których przez godzinę tłumaczę dlaczego to ma być tak, a to ma znajdować się tu. W przypadku kotów drobnostki potrafią mieć duże znaczenie. To czego nie widzi ludzkie oko musi  zobaczyć behawiorysta !

Back To Top